Komentarze: 15
Mam juz za soba 16 lat zycia...Dla jednych az 16 dla innych dopiero...16 lat lez...szczescia...smutku...bolu...radosci... euforii...Szczegolnie wyjatkowy byl ostatni rok...pierwszy w zyciu powazny egzamin (stres, stres i jeszcze raz stres), choroba taty (zaskoczenie, smutek, pytania bez odpowiedzi), zauroczenie (mile uczucie...), dostrzerzenie jak wielka moc ma przyjaciolka (nieziemska radosc), wyniki testow (placz...chlip), zwiazek z osobnikiem plci przeciwnej (euforia...ojej...nareszcie sie udalo...) poznanie nowych ludzi (ciekawosc, zadowolenie), dostanie sie do szkoly (XI LO, radosc:)), rozstanie (rozczarowanie...zal....), powiekszenie sie grona prawdziwych przyjaciol (szczescie, happy)...Przez ten czas nieraz wylewalam lzy do pluszowego misia...Byly chwile kiedy chcialam to wszystko zostawic...chcialam uciec od tego wszystkiego co mnie otaczalo..ale zawsze pojawial sie ktos kto wlewam we mnie iskierke nadzieji..dzieki temu te trudne chwile nie byly takie zle...Nauczylam sie ze czasem lepiej nie okazywac uczuc...ze milczenie tez ma ukryta moc... Ze czlowiek oprocz dawania szczescia moze rowniez zadawac bol..Nauczylam sie przyjmowac ciosy od zycia i nie poddawac sie....Nauczylam sie wybaczac....Nieznosze ludzi ktorzy odbieraja innym szczescie tak jak ktos kiedys odebral je mnie...Kiedys potrafilam latwo zaufac...teraz za nim to zrobie zastanowie sie 2 razy...tego nauczylo mnie zycie...I choc nadal wierze ze kazdy z nas jest dobry to czasami czuje ze jestem naiwna...Wiem, ze zawsze warto podac drugiemu czlowiekowi pomocna dlon...nawet wtedy gdy jest to nasz najwiekszy wrog...