Komentarze: 22
Wchodze do klasy....na pozor usmiechnieta, zadowolona z zycia....Rozmawiam z rówieśnikami, śmieje sie..Gestem ręki pokazuje iz mamy wstac...Wszyscy wstajemy...Rozpoczyna modlitwe...Wymawiam nic nieznaczace slowa...moj wzrok jest utkwiony w jeden punkt tablicy....Siadamy....Z mojej ostatniej ławki widze jego postac...Facet kolo 50-tki...siwe wlosy....ciemna karnacja...niski...zmarszczki na twarzy....wzrok pelen milosci....No wlasnie ten wzrok...Zaczyna mowic...Slysze jak jego glos drzy...widze ile wysilku wklada aby zainteresowac gromade 30 zbuntowanych mlodych ludzi....Czasami spojrzy na mnie...jego oczy sa pelne wiary i nadzieji...moje zimne i bez wyrazu...On widzi zwatpienie w moim wzroku...wie, ze ta lekcja jest mi calkiem obojetna...Wie ze mam watpliwosci...a mimo wszytko usmiecha sie przyjaznie....a jednak wracam do domu i pierwszy raz od dawna zaczynam sie modlic....Dziwne prawda???